czwartek, 31 marca 2016

Otyłość w psychice

Z ciekawością czekam na książkę Dominiki Gwit o jej drodze do nowego życia. Jestem ciekawa, czy doszłyśmy przez lata do podobnych wniosków, czy też dowiem się od niej czegoś nowego, co mi pomoże w przyszłości.

Otyłość to choroba, zwłaszcza gdy się było grubym od dziecka. Zwłaszcza gdy jest się dziedzicznie obciążonym insulinoopornością a o IO te 30 lat temu chyba mało który z lekarzy w ogóle słyszał, bo jeszcze dziś są problemy z jej diagnozowaniem.
Tak jak syty nie zrozumie głodnego tak szczupły lub ktoś, kto się nie borykał z otyłością, nie zrozumie grubego. To stwierdzenie nie jest próbą wywyższania się ani usprawiedliwiania tego, jaka zewnętrznie jestem. "Schudłabyś" - takie słowa słyszałam już będąc dzieckiem i z nimi rosłam jako dziewczyna a potem kobieta. Tylko szkoda, że po pierwsze nikt nie zrobił badań pod kontem złej gospodarki węglowodanowej a po drugie na "schudłabyś" poprzestawał nie oferując ani zrozumienia ani wsparcia psychicznego.
Nie, nie żalę się. Było jak było, jestem kim jestem. Przeszłam swoją dotychczasową drogę i mając zdolność obserwacji i wyciągania wniosków wiele się nauczyłam. A czego się nauczyłam, to moje.

Obecnie jestem od dwóch lat namawiana na operację żołądka. Twardo odmawiam. Nie mówię, że to jest złe, ale wiem, że moja otyłość siedzi głównie w głowie i operacje niczego nie zmienią a tylko sprawią, że mój obecnie super zdrowy układ pokarmowy nie będzie przyswajał wielu rzeczy i będę zdana na suplementację np. bardzo ważnej witaminy B12.
Nie chcę.
Zastanawiam się, dlaczego chirurgia to jedyna odpowiedź służby zdrowia na ten problem. Wystarczyłaby dostępność terapeutów, grupy wsparcia i porządne badania pod kątem przyczyny fizycznej.
Teraz wiem, że moją drogą jest ciągła praca nad własną psychiką, bo tylko dzięki niej jestem w stanie wpłynąć by moja wola, mój rozum był silniejszy od zachcianek, emocji.
Następnie jest uświadomienie sobie tego, co obecnie mamy w sklepach i dostosowanie odpowiedniego trybu żywienia do schorzenia (u mnie niskie IG, które jest ważniejsze niż kaloryczność) i trybu życia. Na szczęście jestem rozsądna i żadnych diet cud nigdy nie stosowałam.
Ruch! Wiele obserwowałam, rozmawiałam i myślałam o ruchu. Nie mówię o aktywności wyczynowej tylko o takiej codziennej. Dlatego cieszę się jednak, że nie mamy samochodu, bo w mieście świetnie sobie radzę jeżdżąc głównie rowerem a w czasie niesprzyjającej pogody podjeżdżam autobusami komunikacji miejskiej i dużo chodzę. Ćwiczenia rehabilitacyjne, basen i wystarczy.
Nasze mięśnie muszą odpowiednio pracować, by dobrze podtrzymywać szkielet, dlatego że poprawia nam się wydolność oddechowo-krążeniowa, poprawiają się parametry krwi, spada cukier i podwyższa się poziom chociażby endorfin.
Ruch to zdrowie.
Ruch to Ż¥CIE.
Czy to się nam podoba czy nie.
Nie pielęgnujmy leni, które mamy w sobie :)

Pić!

Ostatnio, po pewnych obserwacjach doszłam do wniosku, że w bardzo wielu przypadkach nie chce mi się jeść a pić!
Skąd takie wnioski?
Zauważyłam, że szukam jedzenia soczystego, jeśli słodycze to coś z nadzieniem, sokiem, kremem itp. "Insza inszość", że czuję pragnienie dopiero, gdy się odwodnię, więc trzeba tego pilnować i jeśli ie pora na jedzenie to powiedzieć sobie "chcesz pić a nie jeść!"