sobota, 26 lipca 2014

Menu z piątku 25 lipca.

Pobudka przed 6, śniadanie po 6:
2 duże kromki chleba żytniego (może w domyśle niech będzie chleb, jeśli będę jeść inny to wtedy zaznaczę), morszczuk, max 100g, 2 średnie pomidory.

II posiłek 10.00: morszczuk, cebula, olej lniany, 2 kromki chleba

III posiłek po 14: powtórka sałatki, pomidory z cebulą i śmietaną 18%, kromka chleba

IV posiłek 17.30: 3 pieczone ziemniaki, 300ml maślanki, pomidory i garść kwaśnych wiśni ;)

Byłam ciągle w biegu, dużo poza domem i rozdzielność nie była idealna, ale jak zwykle nie chce mi się już chleba do tłuszczy to teraz świadomie chciałam. Może to wina stresu ostatnich dni i bardzo dużej ilości ruchu.

W poniedziałek się zważę w przychodni, bo moja waga padła (zareklamuję w lidlu, bo nowa ;)), ale spódnica, która rok temu pękała mi w szwach na biodrach obecnie swobodnie się na ich układa :) Energii moc.

piątek, 25 lipca 2014

Wróciłam :)

Jedzeniowo dałam radę. W weekend udzieliłam sobie dyspensy, ale nie było przesady w ilości i jakości. Z czasem postaram się przepisać tu z kalendarza swoje zapiski. Nie mam wszystkiego, ale jest dużo.

Menu z wczoraj (24 lipca):
Śniadanie po 7: 2 duże kromki chleba żytniego, serek dietek z łyżką oleju lnianego, 2 małe pomidory, zioła.

przed 11: soczewica z duszonymi warzywami (papryka,cebula, bakłażan) pod serem żółtym, szklanka maślanki z bardzo dużą ilością koperku.

14: 1,5 ciastka owsianego (jakieś 200g, bo strasznie ciężkie) z rodzynkami i pestkami (byłam na mieście, musiałam zjeść coś na szybko i to miałam pod ręką na wszelki wypadek),

17.30: 2 kawałki pieczonej karkówki, pomidory z cebulą i śmietaną 12%.

Wieczorem koncert i dłuższy spacer. Czuję się bardzo dobrze mimo bardzo dużej alergii na jakieś pyłki.


wtorek, 15 lipca 2014

Urlop

Żyję. Mam się dobrze. Wszystko skrzętnie zapisuję ;) Wrócę to zdam relację.
Jedno spostrzeżenie, jeśli nie jem mięsa dłużej niż 2 dni to jestem wściekle głodna, mimo iz jem tyle, ile trzeba.
Jadłam dziś genialną fasolkę szparagową. Lekko podgotowaną a potem duszoną z masłem, czosnkiem i natką pietruszki. Podobno to na modłę francuską ;) Na jakąkolwiek by była, była pyszna.

wtorek, 8 lipca 2014

Pobudka przed 7.
Śniadanie 8.00: 3 deski żytnie, 3 plastry schabu pieczonego, średni pomidor, 150ml maślanki (nie dałam rady dopić, bo nalałam sobie 200 :))

Dziś wyjeżdżam do miejsca, gdzie będą na mnie czyhać ciastka :/ Będzie niezła próba, bo będę w gościach a chcę trzymać się swojego jedzenia. Mam nadzieję, że nie zaprzepaszczę tego, nad czym pracowałam. Nie napiszę, że ciężko, bo o dziwo, szło mi jakoś dobrze, naturalnie, bez wysiłku. Czuję się tak dobrze, mimo alergii dającej popalić moim zatokom, że po prostu żal schodzić na manowce ;)
Wczoraj przeczytałam, że jeśli ktoś mówi, że przegra, to już przegrał, więc mówię: nie zjem niczego co mi nie służy. I tego się trzymajmy :)

11.30: gulasz

15.00: morszczuk wędzony z cebulą, pieprzem i olejem lnianym.

18.30: "smalec" z fasoli (fasola biała gotowana (nie z puszki), duszona cebula, jabłko, przyprawy), ogórki małosolne

Przerwa w nadawaniu do czwartku wieczór :)

poniedziałek, 7 lipca 2014

*
Pobudka o 6 (nie ma to jak kot grający w piłkę po 4 rano i burza o 6 ;))

Śniadanie 7.00: 4 deski żytnie, 4 cienkie plastry schabu pieczonego, pomidor, 150ml maślanki z łyżką oleju lnianego.

Niestety, mój żołądek nie lubi połączenia maślanki z olejem lnianym. Bardzo dobrze przyjmuje olej z rybą i cebulą, w sałatkach itp., ale nie z nabiałem :/ Mam lekką zgagę.

II posiłek o 10.40: 150g morszczuka wędzonego, cebula, 2 łyżki oleju lnianego, pieprz czarny grubo mielony.

Kolejny dzień nie chce mi się ciastek :) Oby tak dalej.
Czuję moc! Znaczy, przypływ energii. Zabrałam się za mycie okien a to już coś :D

Obiad 16.30 (późno, bo miałam wyjechać na krótko, więc nie zabierałam niczego a wyjazd się przedłużył :( )
Gulasz wczorajszy, porcja podobna.
Na usprawiedliwienie dodam, że wypiłam w tym czasie dużo wody a nie tknęłam ciastek i chleba, które leżały mi pod nosem :)

21.15: jogurt 200g, 2 małe ogórki małosolne

Brak cukru, mąki pszennej itp.
Bardzo dobry dzień :)

niedziela, 6 lipca 2014

Niedzielne lenistwo

*
Pobudka po 7.
Śniadanie 7.45: 2 deski żytnie (woda, mąka, sól), 2 malutkie, zeschnięte ;) kromeczki chleba żytniego, 4 cienkie plastry pieczonego schabu, pół dużego pomidora, 100ml maślanki.

II posiłek - 11.00: 200ml kremówki 30%, 100g czarnej porzeczki, 25g kabanosów z chilli (weekendowe szaleństwo, będę miała dość tłustego na długi czas ;))

Jest energia :)

obiad 15.30: 600g (ważyłam ;)) lekkiego gulaszu mięsno-warzywnego (mięso wieprzowe, cebula, pomidory, fasolka szparagowa, fasola biała, pomidory, przecier pomidorowy, chilli w strąku).

Albo chilli albo seans serialowy zaostrzyły mi apetyt, bo potem zjadłam jeszcze ze 150g cienkich kabanosów i pół kromki "czystoziarnistego". Wykopałam z szafki jakieś zapomniane lizaki, ale wywaliłam do kosza. Nadal czegoś mi brakowało, ale zapanowałam już nad tym. Ciąg jedzeniowy skończyłam tuż po 16-ej.
Plusem nie sięgnięcia po chleb do tego zestawu ani inne węglowodany jest to, że czuję się pełna, ale nie ociężała :)

kolacja - 20.00: 4 cienkie plastry schabu pieczonego, pół dużego pomidora

Dziś tylko 4 posiłki, bo i tłusto i dużo, ale ogólnie mi lżej. Już dawno zauważyłam, że brak słodyczy i mąki pszennej wpływa bardzo dobrze na stawy, bo kolano, które lubi mnie pobolewać (stan zapalny) nie daje się we znaki i ogólnie czuję się bardziej sprężysta, łatwiej schodzić mi po schodach.
Po kolacji czuję się bardzo syta i nie mam potrzeby podjadania.

sobota, 5 lipca 2014

*
Pobudka przed 7.
Śniadanie 7.15: 2 kromki chleba żytniego, 100g serka homogenizowanego 0% + łyżeczka oleju lnianego, pomidor

II posiłek 10.30: 150g indyka pieczonego (udziec), kromka chleba żytniego, pomidor.

obiad, 13.15: dwa grube plastry schabu pieczonego w ziołach (jakieś 200g), 1,5 pomidora.

IV posiłek 16.00: 200ml kremówki 30%, 100g czarnych porzeczek
(zaszalałam), 4 kostki gorzkiej czekolady

po 19: 100g kabanosów chilli, 100g indyka pieczonego (strasznie mi się chciało mięsa)

Żadnego podjadania przez kolejny dzień. Przypływ energii (nareszcie!) i brak łaknienia wieczorem.
Woda uzupełniona.
Oby tak dalej.

piątek, 4 lipca 2014

Zaczęłam dziś nawadniane. Odmierzyłam odpowiednią, minimalną ilość wody na cały dzień i sączyłam spokojnie pewną część, dlatego od wstania rano do śniadania jest spora przerwa (1,5h).
Pobudka przed 7.

Śniadanie 8.30: 2 kromki chleba żytniego, 150g serka homogenizowanego 0% z cykorią (dietek, kupuję w auchan), pół dużego pomidora.
Serek zakropiłam olejem lnianym (pół łyżeczki) żeby mi się lepiej białko i witaminy wchłaniały :)

II posiłek około 11:
150g wędzonego morszczuka, 2 kromki chleba żytniego posmarowanego cieniutko masłem, pół dużego pomidora.

13.30: 2 kromki "chleba" czystoziarnistego (dynia, słonecznik, siemię, owies, bez dziwnych dodatków, bo sprawdzałam skład)

Godzina pływania.

17.00 po 100g czarnej porzeczki i agrestu.

18.00: 150g wędzonego morszczuka z 1 dużą cebulą, 2 łyżkami oleju lnianego i pieprzem czarnym.

Edit po 21-ej:
Nie chce mi się jeść, czuję sytość, wykończam dzisiejszą porcję wody.
To był dobry dzień.
Przez przypadek znalazłam ten "chleb"  czystoziarnisty i ciasteczka, ale na cukrze (cud, że nie na syropie glukozowo-fruktozowym :/). Z chleba korzystać będę tylko czasami.
Jakbym czuła przypływ energii, ale poczekajmy co będzie dalej :)
*

czwartek, 3 lipca 2014

Jeszcze dziś słów kilka. Każdy, kto ma problem w postaci dużej nadwagi czy otyłości, gdy już chce się odchudzać to musi być szczery. Również wobec innych (dietetyka, domowników itp.), ale przede wszystkim musi być szczery wobec siebie.
Bardzo się dziś źle czułam, bo miałam spotkanie z panią dietetyk i przyszłam na nie kompletnie nieprzygotowana, z ledwo szczątkowymi jadłospisami w notatniku, chaosem w głowie i zerową motywacją. Głupio mi było, po prostu. Przemykały mi wcześniej myśli aby odwołać spotkanie itp. ale nie! Postanowiłam wziąć to na klatę, posypać głowę popiołem i pokazać się taką, jak się czułam.
Jeśli nażrę się (przepraszam za dosadne określenie, ale wydaje mi się najwłaściwsze) ciastek czy czego tam jeszcze to to jest fakt. Nikt mnie bić nie będzie, ale w tym momencie muszę mieć świadomość, że to zrobiłam i tym samym odsunęłam od siebie swój mały cel jakim jest spadek kolejnych 5 kg (o celu innym razem).
Bądźmy szczerzy. Nie karajmy się tą szczerością, ona ma być czysto informacyjna dla nas i osób nami się opiekujących. Pouczająca i motywująca.
Na początku nie jest łatwo, bo to tak jakbyśmy stanęli w centrum miasta i rozbierali się do naga, ale potem, gdy zrobi się pierwszy krok i konsekwentnie trzyma tej ścieżki to jest łatwiej. Wiele się można nauczyć o sobie, wzmocnić, nie tylko w odchudzaniu, bo to się może przełożyć na życie rodzinne, zawodowe.
Warto, zapewniam :)
Czwartek 3 lipca.

Śniadanie około 8:
2 kromki żytniego chleba, 2 plastry (cienkie) pieczonego schabu (wyrób domowy), pół dużego pomidora

II posiłek około 11.30 - powtórka śniadania

przed 15 -  2 nektarynki

16.20 - około 400g gulaszu (mięso mielone z szynki wieprzowej, pomidory, przecier pomidorowy, cebula, bakłażan, minimalna ilość oleju do podsmażenia (na dużą porcję dla całej rodziny około 3 łyżki)

godz.20 - 200ml maślanki z 2 łyżkami oleju lnianego

Bez wtopy! Jestem syta, niczego mi nie brakuje :)
Czuję się odwodniona, za mało piję, więc będę na to zwracać uwagę. Może to też przyczyna mojego braku energii?
Zaczęłam dziś pić znów olej lniany, bo moja koncentracja jest na poziomie  umiejętności grania na pianinie mojej kilkuletniej córki ;) Jeno chaos w głowie.
Postaram się nie łączyć go z "węglami".
Nastawiam zaraz fasolę do moczenia, będzie smalczyk do smarowania ;) Oczywiście bez tłuszczu.
Poproszę więcej takich dni bez wahań apetytu i żadnego kuszenia słodyczami.