*
Pobudka po 7.
Śniadanie 7.45: 2 deski żytnie (woda, mąka, sól), 2 malutkie, zeschnięte ;) kromeczki chleba żytniego, 4 cienkie plastry pieczonego schabu, pół dużego pomidora, 100ml maślanki.
II posiłek - 11.00: 200ml kremówki 30%, 100g czarnej porzeczki, 25g kabanosów z chilli (weekendowe szaleństwo, będę miała dość tłustego na długi czas ;))
Jest energia :)
obiad 15.30: 600g (ważyłam ;)) lekkiego gulaszu mięsno-warzywnego (mięso wieprzowe, cebula, pomidory, fasolka szparagowa, fasola biała, pomidory, przecier pomidorowy, chilli w strąku).
Albo chilli albo seans serialowy zaostrzyły mi apetyt, bo potem zjadłam jeszcze ze 150g cienkich kabanosów i pół kromki "czystoziarnistego". Wykopałam z szafki jakieś zapomniane lizaki, ale wywaliłam do kosza. Nadal czegoś mi brakowało, ale zapanowałam już nad tym. Ciąg jedzeniowy skończyłam tuż po 16-ej.
Plusem nie sięgnięcia po chleb do tego zestawu ani inne węglowodany jest to, że czuję się pełna, ale nie ociężała :)
kolacja - 20.00: 4 cienkie plastry schabu pieczonego, pół dużego pomidora
Dziś tylko 4 posiłki, bo i tłusto i dużo, ale ogólnie mi lżej. Już dawno zauważyłam, że brak słodyczy i mąki pszennej wpływa bardzo dobrze na stawy, bo kolano, które lubi mnie pobolewać (stan zapalny) nie daje się we znaki i ogólnie czuję się bardziej sprężysta, łatwiej schodzić mi po schodach.
Po kolacji czuję się bardzo syta i nie mam potrzeby podjadania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz